poniedziałek, 19 marca 2012

13 Miranda


[Niecały miesiąc później, tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego] 

Po wyłączeniu twittera poszłam do kuchni na śniadanie, gdzie czekała na mnie mama Kimmy i brat Daniel. Tata pojechał już do pracy, w końcu jest wtorek.
- Znowu makaron z serem? - jęknęłam stając na progu kuchni.
- Nie marudź, ja tam go lubię - powiedział Daniel. Jest on starszy ode mnie o dwa lata, ma ciemne blond włosy, brązowe oczy, jest wysoki i ładnie opalony - niby przystojny a i tak mnie wkurza. Usiadłam naprzeciwko niego i niechętnie zaczęłam dziobać jedzenie widelcem. Mama - kobieta o ciemnych rudych włosach, błękitnych oczach i delikatnej posturze, krzątała się po kuchni. Spojrzałam na zapchaną posiłkiem twarz brata.
- Wiesz jak wyglądasz? - zapytałam przeżuwając powoli makaron w śmietanie.
- Jak? - odparł wycierając ścierką brudne usta.
- Jak perfidny przedstawiciel 6 klasy debilizmu na poziomie zaawansowanym - stwierdziłam. - Idiota z Ciebie - dodałam po chwili milczenia.
- Sama jesteś debilką - prychnął. Moja twarz w ciągu dalszym pozostała kamienna.


Samotnie przechadzałam się ulicami Londynu. Spotykałam dziewczyny z poprzednich klas, które na mój widok szeptały sobie wzajemnie najnowsze plotki na mój temat. W takich chwilach starałam się nie spuszczać głowy do dołu, lecz trzymać ją wysoko i posyłać wyzywające spojrzenie mówiące "Chcesz coś powiedzieć? To chodź do mnie i mów... dasz radę?" Lecz gdy tracę je z zasięgu wzroku, moja stanowczość i pewność siebie się ulatnia, zdarza się, że do mojej głowy wracają przykre wspomnienia, ból i strach, ale ta sytuacja się już nie powtórzy, obiecała tak sobie. To co, że jestem puszczalska? To co, że popieram homoseksualizm i aborcję? To co, że usunęłam ciążę mając czternaście lat? A niech sobie gadają, nie zmienię się, bo dobrze mi z sobą... Przypomniało mi się właśnie, jak nauczycielka religii nazwała mnie posłannikiem szatana i wybiegła z szkoły po egzorcystę, były niezłe jaja. O! Albo niezła akcja była, gdy się naćpałam i zamiast do domu poszłam do szkoły do schowka woźnych i tam zasnęłam, a gdy puszysta kobieta przyszła po wiadro na wodę mało nie dostała zawału, jak się wyturlałam na korytarz. Już miała dzwonić do domu pogrzebowego i na policję, bo myślała, że ktoś mnie zamordował. Pamiętam jak głośno darła mordę... eh, stare czasy. Za tydzień będę się uczyć w nowej szkole w nowej klasie z nowymi uczniami. Ciekawe, czy tam już wiedzą o mojej przeszłości. Na pewno słyszeli coś o mnie. Raz znalazłam artykuł w gazecie pod tytułem "Miranda Stolz, dziewczyna mają 16 lat, a już należąca do świata dilerki. Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą?" Teraz mam 18 lat, mogę pić, palić, uprawiać seks i policja mnie za to nie przymknie. Mama ma mniej kłopotów, bo praktycznie o niczym nie wie. Jednak muszę przyznać, że to, co teraz jest dla mnie dostępne było kiedyś bardziej pociągające.
- Uważaj jak łazisz! - burknęłam do jakiegoś debila z kolczykiem nad brwią, który przed chwilą zahaczył mnie z bara. Twarz miał zdezorientowaną, ale mruknął "przepraszam" i poszedł przed siebie. Spodnie zwisały mu do połowy dupy, a ręce pokrywały tatuaże. Wylansował się na twardziela, a boi się odpyskować dla smarkatej 168-centymetrowej dziewczyny, brak słów. Z nudy rozejrzałam się po budynkach. Na każdym widniała jakaś reklama, tu Jasmine V reklamująca markę "Tokidoki", a tam wielki plakat Rihanny z tyłkiem na wierzchu lansującej nową markę spodni. Samochody pędziły ulicami, a ludzie na chodnikach wyglądali na pogrążonych w pośpiechu świata. Podeszłam do szyby sklepu "Hit Styl", za którą znajdowała się pomysłowa wystawa. W swoim odbiciu dokładnie widziałam głębię czerni mych węglanach oczu, które okalały  długie, ostre rzęsy. Pewnie katechetka miała rację, w nich kłębi się coś... złego. Palcami przeczochrałam moje wystopniowane, brązowe, jak kora drzewa włosy. Gdy to robiłam luźna koszulka, którą miałam na sobie , podniosła się i ukazała pępek przekuty kolczykiem oraz płaski brzuch. Kiedyś farbowałam głowę na czarno, ale zaprzestałam temu, ponieważ bardzo mi się poniszczyły końcówki. Gdzieś w tle za mną przechodziła masa ludzi, moją uwagę zwrócił chłopak  z burzą brązowych loków na głowie. Miał na uszach słuchawki, a na plecach ciemny plecak, z którego coś wypadło. Odwróciłam się od sklepowej witryny i podniosłam takowy przedmiot. Z początku myślałam, że to prezerwatywy, ale teraz widzę, że to karta kredytowa. Dogoniłam szybko idącego młodzieńca, położyłam rękę na jego barku i delikatnie nim szarpnęłam. Kręcony zdjął słuchawki i zdezorientowany mi się przyjrzał. Przed nosem pomachałam mu kartą, która wypadła z jego plecaka.
- Nie zgubiłeś czegoś? - Wziął ode mnie przedmiot. Ej, a to nie Harry z One Direction? Ale ty masz szczęście Miranda. Niezłe ciacho.
- Dzięki. Jak mógłbym ci podziękować, piękna? - Co za pewność siebie...
- Zaproś mnie do siebie - odparłam tajemniczym tonem.
- Tak od razu chcesz iść do domu? - Wzruszyłam ramionami. Wiem, że jest mój, widać to po jego oczach. Chyba dawno nie miał dziewczyny lub się nie kochał. Kurwa no. Może te plotki są prawdą, jestem puszczalska. Jebię to.


REACHEL

- Gdzie ten Harry? Ile moża czekać - westchnęłam zirytowana. Niall siedział na biurku w pokoju moim i Grace. Ona okazała się być niewiarygodnie oziębła, czasami przypomina mi kogoś, ale nie potrafię skojarzyć kogo. Gdy tylko mnie widzi rzuca mi gardzące spojrzenie. Boże, kiedy ten koszmar się skończy?!
- Powinien być ponad godzinę temu. Wiesz, sądzę, że już tu nie przyjedzie...
- Też tak myślę, tylko szkoda, że nie odbiera telefonu.
- Może bateria mu padła?
- Wierzysz w to? Serio?
- Nie. - Zrobiłam kolejną serię kółek po pomieszczeniu. Dość! Następnym razem dzwonię do Danielle, żeby iść na zakupy. Jak zadzwoniłam do Horana, żeby do mnie przyjechał o 14, to on był już u mnie o 11, a Harry? Nawet Justin się tak nie spóźnia. - Uspokój się. - Niall zszedł z biurka i objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do jego piersi, zagłębiłam słuch w biciu jego serca, żeby ujarzmić rozkołatane nerwy. Chyba się jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego, że ktoś mnie wystawia lub wszystko nie kręci się wokół mnie. Powinnam się teraz zapytać "Gdzie jest moja odwieczna skromność? Czyżby miała kryzys?" Do pokoju nagle wpadła Grace z Justinem, trzymając się za ręce. Serce podskoczyło mi pod czoło.
___
Zgadza się, doszła nowa postać. Zawsze to trochę więcej akcji :D
Przepraszam za długość...
Jak podoba się Wam nowy wygląd strony? Mi bardzo ♥

Naprawdę się nie obrażę, jak skomentujecie ten rozdział... haha :]
@besteeveline

niedziela, 11 marca 2012

12 Reachel



                Przyglądałam się mu osłupiała. Promienie słońca podświetlały go od tyłu, co sprawiało, że wyglądał, jak adonis. Musiałam mrużyć oczy, by móc spojrzeć na jego twarz. Uśmiechał się do mnie promiennie.
- Czy to ważne? Tęskniłem za Tobą! – podszedł bliżej i złapał mnie za rękę.
- Ja za tobą też – wydukałam oniemiała. Zapomniałam jak dobrze mieć go przy sobie. Podniosłam się jak zahipnotyzowana z ławki, okrążyłam ją i przybliżyłam się do niego.
- Zmieniłaś się – wyszeptał gładząc mój policzek. Odgarnął niezdarny kosmyk mych włosów za ucho. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższy czas. W jego głębokich źrenicach widziałam siebie. Wyglądam na zdrajczynię? Czy to widać? Ujął dłonią moją twarz, przybliżył się i powoli musnął me wargi. Przeszył mnie  totalny paraliż. Odwzajemniłam pocałunek, ale wiedziałam, że to nie to samo, co kiedyś. Minął niecały miesiąc, a tak się do siebie oddaliliśmy. Ciepło, które miedzy nami się znajdowało ulotniło się. – Dobrze mieć Cię znowu przy sobie – musnął mnie w czoło. Cały czas trzymaliśmy się za ręce.
- Na długo przyjechałeś? – mój głos przybrał zatroskaną barwę. To pytanie oznaczało tyle samo co „Jak długo będę musiała ukrywać Nialla i Harrego przed tobą, Justinem Bieberem?” JB darzę pewnym uczuciem, ale czy to jest miłość? Nie potrafię tego określić. Czasem mam wrażenie, że jestem z nim z przyzwyczajenia.
- Ykhym… Hej Reachel. – Odsunęłam się od Biebera, ale nie puściłam jego ręki. Jeden z gorszych scenariuszy, jaki mógł mi się przytrafić. Harry patrzył na mnie smutnymi, zdziwionymi, a przede wszystkim zawiedzionymi oczami. Tak mi przykro, że musi to widzieć.
- Cześć – powiedziałam zestresowana. Styles patrzył raz na mnie raz na Biebsa. Wyglądał jakby chciał kogoś pogryźć. Rany, jak powinnam się zachować? Co za bagno… - Justin – odwróciłam wzrok od loczka. – Jestem umówiona z Harrym. Spotkajmy się później, dobrze? – gdy to mówiłam serce mnie bolało.
- Skoro jesteś umówiona… OK, napiszę. – JB spojrzał na Harolda z zaciśniętymi szczękami i zanim zdążyłam się od niego odsunąć, jego wargi spoczęły na moich. Trwało to krótką chwilę, lecz zdążyłam poczuć ‘walkę samców’. A gdy się ode mnie odsuwał, wyszeptał „Ufam Ci” i odszedł. Patrzyłam jak idzie, serce waliło mi w piersi tak, jakby nie wiedziało, że sytuacja, w której się znajduję i bez tego jest okropna.
- Jestem ciekaw jak się wytłumaczysz. – Powoli obróciłam głowę w jego stronę. Zazdrość miał wymalowaną na twarzy. Patrzyłam wszędzie, tylko nie w jego oczy, nie tam. Miał na sobie białą koszulkę z nadrukiem oraz jakieś sraczkowate jeansy. Spuściłam głowę. Nie mam  po co walczyć. Wszystko już zostało przesądzone. Za chwilę dostanę opieprz życia. Jaka ja byłam głupia, że wierzyłam, iż nikt o niczym się nie dowie. Poczułam dłoń Harrego na ramieniu, silnie je ściskał, ale ignorowałam ból. I co? Da mi teraz z liścia? Kurwa, niech pierdolnie z całej siły, przynajmniej wszystko się skończy. – Spójrz na mnie – rozkazał. Jego głos był silny, męski…
- Nie. – Czekałam spięta na cios, aż poczuję ból. Nawet nie wiem kiedy łza spłynęła mi po policzku. Otarł ją kciukiem i przycisnął mnie do siebie. – Trzęsiesz się… spokojnie – brzmiał już znacznie łagodniej. Czemu on mi to robi? Powinien być na mnie zły, nienawidzić mnie. – Zabiorę Cię do naszego domu.


[W domu One Direction]


Siedziałam na kanapie w jego pokoju. Ściany były niebiesko-brązowe, a meble wyglądały na wykonane z ciemnego drewna. Przez okno, przysłonięte do połowy granatową roletą, wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Niedługo zapadnie zmrok, powinnam wrócić do domu Sam i Adama, a jestem tu – oddalona od nich o 120 minut drogi. Loczek się usadowił naprzeciwko mnie w fotelu. Łokcie oparł o rozchylone kolana. Palce wierciły mi się w rękach, co chwilę skubałam rogi swej bluzki lub strzelałam z kostek.
- Mów.
- Nie wiem co – odparłam.
- Ja tym bardziej.
- No dobrze – westchnęłam, próbowałam szybko zebrać wszystkie myśli i ułożyć jakąś sensowną wypowiedź. - Potajemnie chodzę z Bieberem, ale od kiedy poznałam Ciebie, nie wiem, co do niego czuję. Nie potrafię z nim zerwać, ale nie chcę, żebyś odchodził…
- Wow, historia jak z telenoweli – powiedział z lekkim sarkazmem. - Wiedz, że nie chcę się tobą dzielić. Ufam Ci, ufam twym wyborom – powiedział. UFAM CI. Kurwa, czemu wszyscy tak pokładają we mnie swe nadzieje? Po cholerę akurat mi, jest tyle osób dookoła do wyboru. – Nie mów Niallowi, ale nigdy nie przepadałem za JB – zaśmiał się. Dobra, może powinnam wyluzować skoro Hazza nie robi z zaistniałej sytuacji afery.
- Nie powiem – uśmiechnęłam się.
- Ale kurcze… jak to? Ty i On? … Jaki ten świat jest mały – westchnął.
- Dokładnie. Nasza znajomość jest bardzo długa, nie chciałoby ci się tyle słuchać. Wiele ze sobą przeżyliśmy – na chwilę pochłonęły mnie wspomnienia… „ -
Bawimy się jak małe dzieci – zaczął niepewnie – podobasz mi się , mam nadzieję, że ja tobie też . Czego więcej potrzeba – nie chciałam tego słuchać ,chciałam jego . Przysunęłam swoją twarz o kilka centymetrów bliżej do jego .Gdy w końcu nasze usta się połączyły w całość , nie szczędziliśmy sobie czułości . Delikatnie muskał moje usta tak, jakby były kruchutkie niczym wafel. Czułam bijące od niego ciepło, jego zapach który zawracał mi w głowie. Na zakończenie naszego „pierwszego” pocałunku, przygryzłam delikatnie jego wargę, te usta są takie słodkie..- czyli dajesz mi szansę na kogoś więcej niż przyjaciela ? – zapytał dla upewnienia .
-Tak – odpowiedziałam spokojnie zagryzając swoją dolną wargę . Justin uradowany pocałował mnie ponownie ,tyle że tym razem pewniej i mocniej .”
 Ale wróciłam szybko do rzeczywistości. – Jednak powinnam to skończyć. Nie masz pojęcia jak to jest być tą drugą…
- Czyżby? – uniósł brwi do góry, uśmiechał się do mnie non stop… Właśnie zdałam sobie sprawę, jak bardzo mnie to podbudowuje. Nie krzyczy, nie obraża, nie zarzuca mi za nic winy. Brakuje mi takich pozytywnych emocji… lecz wciąż czuję czegoś niedosyt. Nie chcę by historia się powtarzała, tylko że z innymi „aktorami”.
- No tak, przepraszam. – chłopak wstał z fotela, podszedł do mnie. Co chce zrobić? Dłonią uchwycił moją twarz, nachylił się i namiętnie pocałował. Odwzajemniłam pieszczotę. Nasze wargi się o siebie ocierały z głodem, Harry położył mnie, nie odrywając przy tym swych ust od mych. Wsunął dłoń pod moją koszulkę i powędrował nią ku stanikowi. Skóra mrowiła mnie po jego dotyku. Usiadł na mnie okrakiem, a następnie całował po brzuchu, cała drżałam. Nigdy się tak nie czułam. Do twarzy napłynęła mi fala gorąca, oddech zaczął ciążyć w płucach, mięśnie naprężały się i kurczyły pod skórą. Styles złożył pocałunek na jednej z moich piersi, wygięłam się w łuk z podniecenia.
- OBIAD! – wpadł do pomieszczenia Lou. Gwałtownie zmieniłam pozycję na siedzącą równocześnie zwalając przez to loczka na ziemię. Nerwowo obciągnęłam koszulkę i wstałam z kanapy, ciągle przepraszając.
- Nic się nie stało – odparł z irytacją Styles chwytając się za głowę i wychodząc z pokoju. Był jakby obrażony, poczułam się temu winna. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami, jak zamyka za sobą z hukiem drzwi.
- To u niego norma, słonko – powiedział Louis łapiąc mnie za ramię i prowadząc do jadalni. – Zawsze tak ma, gdy nie uda mu się prze… zresztą nie ważne. – Zatrzymałam się przy stole . Liam napełniał talerze kurczakiem z sosem, Niall siedział podekscytowany oraz mega zadowolony, Zayna nie było, a Harry wyglądał, jakby wkurwił go cały świat. Pierdolę. Przed chwilą mnie pocieszał i w ogóle, a teraz obraził się za nic.
- Przykro mi, ale nie mogę zjeść z wami tego posiłku, przygotowanego przez… Nialla? Muszę wracać do domu –westchnęłam.
- Nialla? Hahahaha ja tu robię jedzenie, bo on by wszystko zjadł zanim by się dokładnie ugotowało – śmiał się Liam. Horan popatrzył na niego gniewnie.
- Wcale nie! Ja po prostu sprawdzam, czy danie dobrze smakuje, a nie zżeram przed czasem – prychnął.
- Co 2 minuty?!
- A czemu nie?
- Bo po takim „testowaniu” nic nie zostaje! – powiedział Liam przez śmiech, do którego dołączyłam. – Lou ciebie zawiezie, a ja ci zapakuję na wynos trochę jedzonka. Pewnie nic dzisiaj nie jadłaś, a i tak jesteś bardzo szczupła. -  Właśnie, że nie jestem! Pomyślałam.
- Jadę z wami! – krzyknął Niall wstając od stołu.
- A ty po co tam? – burknął Harry.
- Mam ochotę się przewietrzyć. – No to się Horan zdziwi. Nie sądzę, by w zamkniętym przez 2 godziny aucie było dużo świeżego powietrza.


[W samochodzie]


Wzięłam kolejnego kęsa mięsa, które było bardzo smaczne. Nie wiem czy mi to się już wydaje, bo przez ten głód wszystko mi pasuje.
 - Niall… patrzysz się tak, jakbyś chciał mnie zjeść – stwierdziłam zauważając wzrok blondyna, spoczywający  na mojej sylwetce.
- Nie ciebie. Twoje jedzenie – powiedział oblizując wargi. – Nie zdążyłem zjeść przed wyjściem z domu.
- Co za pech – stwierdził Lou z miejsca kierowcy. Horan patrzył na mnie błagającym wzrokiem, ale… No ale ja też jestem głodna! Muszę wybrać: ja czy on? Spojrzała jeszcze raz na Nialla.
- Masz – mruknęłam i podałam mu pudełko z posiłkiem. Chłopak z ucieszoną twarzą pochłaniał jego zawartość. Oparłam czoło o szybę auta. Jechaliśmy jakąś opustoszałą szosą, którą otaczały puste pola. Gwiazdy oświetlały asfalt, po którym jechaliśmy. Przez pewien czas przyglądałam im się, później powieki zaczęły mi ciążyć, a myśli odpływały gdzieś daleko, zasnęłam.
___
Dobra, wiem, że to nic specjalnego, trochę nie ogarnięty rozdział, ale najgorzej chyba też nie jest? :)
Dzięki wam za komentarze spod 11 rozdziału, to jest bardzo motywujące :)

+ Jeżeli jeszcze tego nie widziałyście to sprawdźcie mój pomysł --> http://twitition.com/i55tg/
@besteeveline


sobota, 3 marca 2012

11 Reachel



                Niall przyłożył dla Harrego prawego sierpowego w twarz, głowa chłopaka odleciała do tyłu. W tej chwili Zayn złapał za ręce Horana i przycisnął je do tyłu pleców, uniemożliwiając mu niebezpieczne ruch. Rzucał się i wyrywał, był rozwścieczony. Styles szybko się podniósł z podłogi i przyłożył pięścią w twarz Horana. Oni się pozabijają pomyślałam wystraszona. Używali całej swojej siły, przemawiała przez nich czysta złość, agresja. Miałam wrażenia, że nic nie da rady ich powstrzymać. Bałam się, płakałam. Lou podbiegł do Harrego i załapał za barki, odciągając go przy tym od blondyna. Liam cały czas mówił od rzeczy i uspakajał chłopaków, jak rasowy Dady Direction. Atmosfera złagodniała. Horan miał spuchniętą i rozciętą wargę, a dla loczka krew płynęła ciurkiem z nosa. Schowałam twarz w dłoniach, było mi tak gorąco. Zupełnie nikt nie zwracał uwagi na moją obecność i to że widziałam całe te drastyczne zdarzenie. No OK. Zayn cały czas nerwowo na mnie zerkał i przyglądał się moim reakcjom. Jego oczy, jakby mnie przepraszały, a moje wybaczały.


Powracając do Reachel…

[Następnego dnia]

Śniło mi się, że zasypiam w cudzej sypialni… Przeciągnęłam się i otworzyłam powieki. To nie był koszmar, to prawda. Cały smutek, zdezorientowanie ponownie obciążyło mój umysł. Dam radę. Później ktoś będzie musiał mnie długo przepraszać za to, co muszę tu przeżywać. Bardzo długo. Wsunęłam nogi w kapcie i zeszłam schodami na dolne piętro. W domu panowała nieswoja cisza, pustka. Jestem sama?
- O, wstałaś. Chodź na śniadanie, śmiało! – powiedziała Sam wychylając się z kuchni na korytarz. Faktycznie. Mój wewnętrzny Horan wczoraj nie został zaspokojony teraz wręcz krzyczy we mnie. Weszłam do kuchni i usiadłam przy  stole. W powietrzu unosiła się pociągająca woń naleśników – ale jestem głodna!
- A gdzie Adam i Nathan? – zauważyłam.
- Pojechali na ryby, pewnie wrócą na obiad – powiedziała podsuwając mi talerz z dwoma naleśnikami posmarowanymi dżemem truskawkowym. Ugryzłam dwa kęsy i nagle naszła mi myśl do głowy, żeby dopytać się Sam, o co dokładniej się rozchodzi w mojej sytuacji.
- Mam pytanie, mogę je zadać? – wzięłam jeszcze jednego gryz dania podanego przez kobietę, było bardzo smaczne!
- Śmiało pytaj – usiadła naprzeciwko mnie z uśmiechem.
- Chciałabym wiedzieć kim dla mnie jesteś. Oczywiście bez żadnych złośliwości, po prostu nie wiem… - naprawdę mnie to ciekawi, więc nic nie zaszkodzi zapytać.
- Jestem twoją matką chrzestną.
- Matką chrzestną? – zapytałam z niedowierzaniem. Rany, nigdy nad tym się nie zastanawiałam, kim jest moja chrzestna, która nigdy mnie nie odwiedza. Wokół mnie zawsze byli sami mężczyźni: wujkowie, ojcowie, chrzestny. Zapomniałam o kobietach w mojej rodzinie.
- Matką chrzestną.
- Okej, a moja mastka ściągnęła mnie tu w celu..? – Menda nie odzywała się do mnie przez 13 lat i niespodziewanie narusza moje życie. Oburzenie z mej strony jest dziwne w takowej sytuacji?
- Właściwie to nie wiem. Chyba chciałaby z tobą porozmawiać, wyjaśnić parę spraw. – Ona CHCIAŁABY? Ja też chciałam od niej czegoś. Bardzo niewiele. Pragnęłam, żeby powiedziała, choć raz, że mnie kocha, że jestem jej córeczką, tylko tyle, ale jej nie było na to stać, a teraz oczekuje czegoś ode mnie? Niech się wypcha.
- Możecie mnie od razu wsadzić w samolot do USA. Nie będę z nią konwersować na żaden temat.
- To nie chodzi tylko o to. Jesteś pod jej opieką, a twój tata chwilowo nie ma prawa decydować o tobie.
- Co?! – naleśnik aż wyleciał mi z otwartej buzi.               O co jej chodzi? Jak to nie ma prawa? Oczywiście, że ma! Niedługo skończę 18 lat i wreszcie się wszyscy ode mnie odpierdolą. Będę samodzielnie decydować kto może się mną opiekować, spotykać. – Sory, ale już nie jestem głodna – odsunęłam talerz. Burczy mi w brzuchu, ale nie chcę dłużej tu przebywać.
- Praktycznie nic nie zjadłaś! – bystrze zauważyła Samantha, odgarniając jasny kosmyk włosów za ucho.
- To co – wzruszyłam nonszalancko ramionami. Wiem, że zachowuję się nietaktownie, no i?
- A tak w ogóle to ja z Natalie [od aut. imię mamy Reachel] zapisałyśmy Cię na kurs taneczny. Idź się ogarnij, niedługo musisz wychodzić.
- Świetnie – burknęłam. Chyba załamię się na tych zajęciach. Nigdy nie tańczyłam. Zrobię z siebie debilkę.


Nerwowym ruchem wyszarpnęłam szare, luźne dresy spomiędzy pościskanych ubrań w walizce. W tej chwili z ubrania wyleciał mój dotykowy czarno-zielony telefon. Dzięki Bogu się znalazł! W końcu mogę się skontaktować z światem, który do tej pory doskonale znałam. Włączyłam wyłączoną komórkę – dziwne, sama się wyłączyła? Bo nie pamiętam, żebym to ja robiła. Wow. 31 nieodebranych połączeń od „blond dupy” i… 4 od Harrego. Nie sądziłam, że ktokolwiek zauważy moją nieobecność, a tu proszę. Zadzwonię do Horana.
- Hej Niall, tu…
- REACHEL?! – krzyknął tak, że aż odskoczyłam od słuchawki.
- Zgadłeś – zaśmiałam się. – Nie masz pojęcia, co się u mnie porobiło. Ciotka wywiozła mnie do jakichś nieogarniętych ludzi…
- Co? – się wciął. – Boże, jak się stęskniłem za twoim głosem – nastąpiła chwila ciszy. Poczułam ciepło na policzkach. To było naprawdę miłe. – Zaraz po Ciebie przyjadę i zabiorę. Możesz ze mną zamieszkać, jeżeli chcesz…
- Wiesz, chętnie, ale coś czuję, że muszę tu przecierpieć trochę czasu, dowiedzieć, co jest grane. Na moje nieszczęście zostałam zapisana na tańce, a ja za chuja nie potrafię tańczyć – podrapałam się za uchem. Ten kurs będzie moją kompletną kompromitacją, już to czuję. – Załamię się, zrobię z siebie istotkę.
- Przestań! Z pewnością nie będzie tak źle…
- Jest!
- No to może mogę z tobą na nie chodzić? Będziesz czuła się pewniej czy coś – Oczywiście, że będę czuła się pewniej ze świadomością, iż moim porażkom przygląda się jedna osoba więcej, ale tam.
- Pewnie. Zrobiłbyś to dla mnie?
- To i jeszcze więcej. – Niallerku, flirciarzu, jestem zajęta pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zbieraj się już, napiszę Ci sms-a z adresem tej szkoły, ok?
- OK.
- No to do zobaczenia…
- Nie rozłączaj się jeszcze!
- Co? Czemu?
- Już możesz, pa. – Nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Ludzi, którzy jedzą za dużo jest czasem trudno rozgryźć. Może nandos spożywane w nadmiarze powoduje jakieś uszczerbki w myśleniu mężczyzn?


- Dzięki za podwózkę – powiedziałam bez entuzjazmu do Sam. Jestem okropnie przybita i nie pociesza mnie nawet myśl, że spotkam jeszcze dzisiaj Nialla oraz Harrego, z którym się umówiłam na spacer. Mam ochotę coś z sobą zrobić. Świadomość, iż z każdym dniem coraz bardziej sama sobie komplikuję życie oraz innym powoduje, że tracę swój naturalny optymizm, a na jego miejscu pojawiają się nieprzyjemne, a czasem nawet samobójcze, myśli. Od kiedy ja zaczęłam stawać się taka dziwna? Nigdy nie podchodziłam do swojego życia od tej strony i nie powinnam tego robić. Przemawia  przeze mnie nadzieja, iż to nastoletnie wyolbrzymienia, a nie poważne problemy z głową. Wyrwałam się z dziwnych przemyśleń i po wejściu do budynku podniosłam wzrok z podłogi. Od razu w oczy rzucił mi się szczęśliwy farbowany blondynek. Wytrwale negocjował z, tak myślę, trenerką. Wyraz twarzy miał hardy – chyba się właśnie zapisywał na tańce w grupie żeńskiej, do której należałam. Kobieta po długie konwersacji i czarowi oczek Horana odpuściła. Gdy Niall się rozejrzał po udanej negocjacji i dostrzegł mnie pyszczek mu się ucieszył, a po chwili biegł, właściwie to przylewitował do mnie, kompletnie olewając przy tym grawitację – mój aniołek.


Usiadłam na ławce w parku, oparłam się wygodnie, zamknęłam powieki i rozmyślałam. Słońce przyjemnie grzało moje ciało, fajna pogoda. Po tańcach rozmawiałam z Niallem przez chyba godzinę, nie wiem, straciłam rachubę czasu, a teraz czekam na umówionego ze mną Harrego. Nie mówiłam o tym Horanowi, ponieważ gdy tylko schodziłam na temat zespołu on szybko pochmurniał. Tak w ogóle to nie wiem, co mu się stało w dolną wagę – jest rozcięta. Chciałam się spotkać z loczkiem, chociaż go zobaczyć – taka dziwna wewnętrzna ochota, którą niezbędnie muszę zaspokoić. Na zajęciach tłumaczono nam na czym polega doping, jak się za niego zabrać i nauczyliśmy się kilku kroków. Dziewczyny się zdziwiły na widok chłopaka [w dodatku NIALLA HORANA] w  naszej grupie i co najgorsza, muszę to przyznać, że coś ukuło mnie w sercu, gdy kilka z nich chwyciło go za pośladki. Serio. Poczułam się jakby lwice z innego stada próbowały odebrać samca, którego sama upolowałam [czyt. przyprowadziłam na tańce]. Przyjrzałam się swoim kolanom. Nie mam pojęcia dlaczego One Direction i JB się ze mną zadają – nie ma we mnie nic nadzwyczajnego. Zaczęłam się bawić kosmykiem moich blond falowanych włosów. Liście drzew przyjemnie szumiały na wietrze, powietrze pachniało nimi, a gdzieś w oddali słyszałam wodę przelewającą się w fontannie. Naprzeciwko mnie rosnącej brzozie usiadł mały ptaszek i zaczął głośno świergotać. Po prostu jestem wielką szczęściarą, że ich wszystkich znam tak doskonale. Wielu ludzi z pewnością chciałoby być na moim miejscu, więc nie mam co marudzić. Niespodziewanie ktoś położył dłonie na moich oczach. Czyżby Styles już przybył? Mówił, że się trochę spóźni, ale NIEKONIECZNIE.
- Harry? – zapytałam, właściwie stwierdziłam, z rosnącym uśmiechem. Chłopak, poznałam po męskich perfumach, zabrał ręce z mojej twarzy. Odwróciłam się, żeby coś powiedzieć i pocałować loczka, lecz okazało się, że to nie on.
- Tym razem nie zgadłaś.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – nie wiedziałam, co bardziej przeze mnie przemawia: strach, złość, żal czy radość i szczęście.


Monika [second time]


Siedziałam w objęciach Zayna na łóżku w moim pokoju. Oczywiście nie planowaliśmy na nim robić żadnych nieprzyzwoitych rzeczy, ponieważ nasz związek jest na to zbyt świeży, lecz chciałam z nim porozmawiać na trapiący mnie temat.
- Zayn, wiesz… ostatnio mój tata powiedział, że… - Kurde. Nie wiem, jak dobrać słowa. Spuściłam głowę e smutkiem.
- Że? – uśmiechnął się zachęcająco i kciukiem podniósł moją brodę.
- Nie wracam do USA, ani przed szkołą, ani za rok czy dwa. Nie przyjechaliśmy tu tylko na wakacje, będę mieszkała w Wielkiej Brytanii… - powiedziałam na jednym wdechu.
- Będziesz mieszkała w Wielkiej Brytanii ze mną – dopowiedział i pocałował w policzek. Ciemność wieczoru nas otaczająca wydawała być głębsza niż ponad pół godziny temu, gdy jeszcze wpadały tu matowe promienie zachodzącego słońca.
- Ale problem tkwi w tym, że nie wiem jak to powiedzieć Reachel. Przyjaźnimy się ze sobą wiele lat, a teraz możemy to tak po prostu stracić. Rozumiesz mnie? – oczy mi się zaszkliły. Jak tylko sobie pomyślę o minie Rej, gdy jej o tym powiem… Boże, nie dam rady.
- Szzz, spokojnie, Alexis. Jestem przy tobie, wszystko się jakoś ułoży – przyciągnął moją głowę do swojej piersi. Gęste łzy popłynęły po moim policzku. Ona mi tego nie wybaczy…

____
Nie sprawdzałam błędów ani stylistyki, więc przepraszam :( długo zajmuje przepisywanie rozdziałów z kartek na komputer, ale warto chociażby ze względu na wasze opinie :)

+Moje GG --> 35641854 <-- zmieniam opis, gdy pojawia się nowy rozdział, czyli w każdy weekend :)

+Zrobiłam ankietę na górze strony bloga, żeby się pocieszyć lub zdołować. To zależy od wyników.. haha ale chyba ją usunę.

PROSIŁABYM WAS O TO BYŚCIE W KOMENTARZU NAPISALI SWOJE ULUBIONE PIOSENKI (nie tylko 1D)

I jak się podobał rozdział? :)